niedziela, 27 września 2015

Przeżyłem.

Nie pisałem.

Ostatnie dwa dni były kompletną derealizacją. Lek zwalał mnie z nóg, nasilił wszystkie lęki tak, że bałem się własnego cienia. O drżeniu ciała, zawrotach głowy nie wspomnę. Nie wyobrażam sobie niczego gorszego. Ale dziś puściło. Ustąpiła większość działań niepożądanych. Byłem bardziej obojętny w stosunku do swoich lęków, a jak się pojawiały jakieś głupie myśli, to potrafiłem sobie powiedzieć: "serio? ale bzdura!". Nawet byłem w kilku miejscach, uśmiechałem się, rozmawiałem normalnie z ludźmi, bez zawieszania się, zupełnie normalnie chodziłem, co było czymś nowym (przez dwa dni nie mogłem zejść ze schodów, bo nogi latały mi na wszystkie strony). Nie wiem, jak będzie jutro, ale nie pogniewałbym się, gdyby było choć po części tak jak dziś.

O 4 rano trzeba wstać. Superksiężyc, krwawy księżyc, zaćmienie i te sprawy. Może się uda. Albo inaczej: uda się!

Odezwę się jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz