czwartek, 10 września 2015

Kim jest Sublokatorka?

To mój pierwszy post. Pierwsze kroki są zawsze najtrudniejsze. Dziecko zanim nauczy się chodzić, również musi najpierw kilka razy upaść, może kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy. Nie obywa się bez sińców, płaczu i innych niedogodności. Ale w końcu się udaje.

I mnie się udało. Założyć bloga oczywiście, bo mojej sublokatorki jeszcze się nie pozbyłem, ale taki mam zamiar. Kim tak naprawdę ona jest?

Każdy może mieć swoją sublokatorkę. Czasem jest to natrętna myśl/myśli. Dla niektórych może to być dręcząca choroba np. taka jaką jest depresja (nie mylić z chandrą!). Taka sublokatorka zamieszkuje w głowie na dziko. Nawet tego początkowo nie zauważamy. W końcu wywołuje lęk, najczęściej nieokreślony na początku. Być może nie zdajemy sobie sprawy z tego, że skupiamy swoją uwagę nie na tym, na czym powinniśmy. I tak było ze mną.

W zasadzie nie wiem, kiedy sublokatorka zamieszkała w mojej głowie. Być może było to bardzo dawno temu. W moim życiu działo się wiele rzeczy, chociaż mam dopiero 21 lat (i całe życie jeszcze przede mną! I przed Tobą, niezależnie od tego, ile masz lat!). Nie było łatwo. Dzieciństwo było bardzo trudne, mnóstwo stresujących sytuacji, z którymi zazwyczaj sobie radziłem. W końcu wyprowadziłem się z domu, pojechałem na studia do Krakowa. Poznałem miłość. Przeżyłem tam piękne 2 lata. Trzeci rok był już o wiele gorszy. Nie tylko dlatego, że nie miałem już swojej "miłości", ale przede wszystkim dlatego, że studia zaczęły być o wiele bardziej stresujące. Mój organizm zaczął zachowywać się naprawdę dziwnie.

Pierwsze pojawiły się biegunki poranne. Może nie biegunki a rozwolnienia. Po prostu zawsze rano mnie to męczyło. Wydawało mi się, że źle się odżywiam albo po prostu się stresuję tym, co się wydarzy na uczelni. Ale nadal jakoś sobie radziłem. Studiuję weterynarię, studia trudne, a do tego jeszcze praca - pisanie artykułów na strony internetowe, codziennie, nawet w soboty, niedziele, święta. Wszystko się kumulowało. A ja nie myślałem o tym, po prostu się na to godziłem. Ale mój organizm cierpiał i cierpi. Do tego stopnia, że dziś jest zupełnie wyczerpany - przynajmniej tak się aktualnie czuję.

We wtorek mam umówioną wizytę u psychiatry. Jakoś doczekam. Już teraz wiem, jaka będzie diagnoza - nerwica lękowa, nerwica natręctw myślowych.

Pomimo tego, że czuję się fatalnie, chcę z tym walczyć. Bolą mnie kości, mięśnie, stawy, kręci mi się w głowie, trzęsą mi się ręce. A do tego myśli, myśli, które wzbudzają we mnie ogromny lęk - lęk przed tym, że stracę nad sobą kontrolę, że zrobię coś sobie lub komuś, kogo kocham. To jest naprawdę męczące.

Przeczytałem już sporo na ten temat w sieci. Wcześniej wmawiałem sobie różne choroby. W zasadzie od stycznia 2015 roku moja nerwica się nasilała, a ja nie byłem tego świadomy. Robiłem różne badania i zawsze to samo: jest pan zdrowy. Fizycznie. W takim razie co powoduje takie objawy? Dochodzi do mnie, że to są najprawdopodobniej zaburzenia nerwicowe. Jak sobie z nią radzić?

Natręctwa myślowe najlepiej zwalczać ich własną bronią. Jeśli wywołują lęk, muszę je przyjąć, nie bać się ich, dać im płynąć, zgodzić się na nie. Zmiana myślenia na pozytywne jest najważniejsza. W nerwicy człowiek sam wykształca sobie w mózgu zły tor myśli. Powstaje błędne koło nerwicowe. Myśl - objaw, objaw - myśl. To jednak nie oznacza, że tak musi być zawsze. Przeciwnie. Wystarczy tylko myśleć pozytywnie, o tym, co dobre, co piękne. Skoro potrafiliśmy wmówić sobie, że jesteśmy chorzy, że jest nam bardzo źle i wracają do nas złe myśli, możemy też wmówić sobie, że jest bardzo dobrze, że czujemy się wspaniale, że potrafimy się uśmiechać, słuchać ludzi. Tylko jak wykrzesać z siebie radość i zacząć myśleć pozytywnie?

Najlepiej nie zastanawiać się przesadnie nad stanem swojego zdrowia. Ale nie należy bronić się przed takimi myślami panicznie. Jeśli będziemy chcieli się pozbyć na siłę myśli, będzie ona jeszcze częściej do nas wracać. Dlatego pozwólmy jej być, przyjmijmy ją,  a następnie już tylko zamieniajmy myśli na pozytywne.

Tak więc - zadania na teraz:

- nie bronić się przed myślami, pozwolić im istnieć, przyjąć je, jeśli będziemy chcieli, by te myśli istniały, paradoksalnie przestaną istnieć i skupimy uwagę na czymś zupełnie innym,
- kiedy już przyjmiemy myśli, należy zacząć "przemieniać" je na myśli pozytywne i powtarzać sobie: CZUJĘ SIĘ DOBRZE, JESTEM SZCZĘŚLIWY, KOCHAM SIEBIE, SWOICH BLISKICH, SWOJE ŻYCIE, JESTEM WDZIĘCZNY, OTACZA MNIE MIŁOŚĆ I DOBRO, JESTEM SPOKOJNY, JESTEM BEZPIECZNY, NIE BOJĘ SIĘ, JESTEM DZIELNY I JESTEM Z SIEBIE DUMNY, CIESZĘ SIĘ ŻYCIEM.

Afirmacja własnego życia przyniesie naprawdę wspaniałe rezultaty. Wierzę w to i sam zamierzam wcielić to w życie. Czy się uda? Napiszę jutro, jak mi poszło. Nie narzucaj sobie od razu niebotycznych celów, spokojnie, małymi krokami do szczęścia i do wyzdrowienia. To naprawdę działa. Jeśli nie masz siły, jesteś słaby, powiedz sobie, że jesteś silny, masz sporo energii, którą chcesz spożytkować i czujesz się bardzo dobrze. Ale nie musisz od razu biegać maratonów. Na początek spacer, relaksujący, spokojny, bez pośpiechu. I pamiętaj: jeśli pojawią się natrętne myśli, afirmuj je i zmień na pozytywne! Tęsknisz za pozytywnym podejściem do życia, za zdrowiem, za uśmiechem? Jeśli tak, bądź pewny, że one do Ciebie wrócą, ale musisz pomóc sprowadzić swoje myśli na właściwy tor, bo wtedy naprawdę wszystko zacznie się zmieniać. Wszystko będzie o wiele piękniejsze.

AFIRMUJ SWOJE ŻYCIE I BĄDŹ SZCZĘŚLIWY, RADOSNY, CIESZ SIĘ. Początkowo będzie to trudne, ale to jest do przejścia. Ja postanawiam od zaraz temu sprostać, bo lęk wyniszczył mnie tak bardzo, że nie przypominam siebie sprzed lat. A chcę być sobą sprzed lat, osobą szczęśliwą i pełną radości. I GŁĘBOKO WIERZĘ W TO, A NAWET W I E M TO I JESTEM P E W N Y, że to się uda!!!!

Będę pisał. To pomaga. Być może kiedyś ktoś tutaj trafi, przeczyta i pomoże samemu sobie. Może ja będę wtedy już całkowicie zdrowy i szczęśliwy, czyli taki, jakim CHCĘ BYĆ i ZAMIERZAM BYĆ i BĘDĘ.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz