czwartek, 8 października 2015

Tnie jak czarne nożyce lęk, który ją ogarnia.

Tak jak myślałem, nie poszedłem na zajęcia. Obudziłem się o 10.30, a żeby zasnąć potrzebowałem dodatkowej dawki hydroksyzyny.

Wczoraj humor niestety mi nie dopisywał. I to wcale nie tylko przez to przewianie i przeziębienie, ale głównie przez wiadomość od pana P.. Pan P. napisał, że nienawidzi tej swojej apatii, która pozostała mu po depresji i że najpierw musi zrobić porządek ze samym sobą, zanim wejdzie w jakikolwiek związek. Dodał też, że mnie przeprasza i że jestem jedyną normalną osobą z tego półświatka, jaką miał okazję poznać. Nie jestem do końca przekonany, czy słowo "normalny" można stosować w moim przypadku.

Tak czy owak, zrobiło mi się smutno, bo po roku od rozstania była to jedyna osoba, na której mi jakoś zależało i z którą mógłbym ewentualnie wiązać jakąś przyszłość. Dzisiaj jednak pan P. odezwał się znowu i napisał, że chciałby mnie jutro znów zobaczyć, ale jeśli skreśliłem go już z listy kontaktów, to on to zrozumie, bo sam nie chciałby się spotykać z kimś tak niezdecydowanym i apatycznym. Odpisałem, że chcę. Tak, bardzo chcę go zobaczyć znowu. Bardzo chcę z nim pomilczeć, od czasu do czasu przerywając to milczenie zupełnie niepotrzebnymi słowami. Bo te słowa są jak liście spadające jesienią z drzewa, z drzewa, które jest ciszą. Wydzierają się powoli i zakłócają to, co zdecydowanie najpiękniejsze. Przerywają na chwilę ład, harmonię. Wprowadzają niepotrzebnie niepokój. Sprawiają,  że trzeba odpowiadać. A może nawet nie trzeba, a można. Bo słowa można zatrzymać.

I tak czekam, czekam na jutro, by znowu zobaczyć pana P., by znowu pomilczeć i znowu zmarznąć, i skrycie marzę o tym, by moje chore myśli zniknęły właśnie dzięki niemu. A jeśli się nie uda, zrozumiem. Nie pierwszy raz w życiu tracę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz