niedziela, 11 października 2015

Bliskość jak lekarstwo.

Wczoraj odwiedził mnie pan P.. Zrobiłem obiad, zdrowy, ze szpinakiem, a nie jak zwykle połowa przetworzonych produktów. Potem siedzieliśmy kilka godzin, gadaliśmy. W końcu zebrałem się na odwagę, by go przytulić. Dawno nie spotkałem człowieka o takiej wrażliwości, człowieka, któremu nie zależy tylko na jednym i który wierzy, że jest coś ponad. Ten czas pozwolił mi zapomnieć trochę o tym, z czym zmagam się na co dzień. Może rzeczywiście lekarstwem jest drugi człowiek?

Dzisiaj wybieramy się do obozu i na Kopiec Kraka. Trzeba korzystać z możliwości, zanim nauka pochłonie większość wolnego czasu.

Co prawda nadal wmawiam sobie różne rzeczy i jestem bardzo spięty, ale zauważyłem, że im bardziej walczę, z tym większą siłą atakuje mnie to, czego się boję. W związku z tym postanowiłem mieć na to wyjebane. Niech się dzieje, co chce. Zwariuję, to zwariuję, na chuj drążyć temat.

Aha, i ludzi też postanowiłem mieć w dupie. Być może tylko tak piszę, ale takie mam postanowienie. Czemu mam niszczyć sobie życie, zdrowie przez zamartwianie się, co ludzie powiedzą, co sobie myślą. To jest absurdalne. Choć do tego, że obracam się w absurdalnych myślach, powoli się przyzwyczajam.

"Chodź, pokaże ci garaże,
Garaże pełne marzeń.
I zajezdnie gwiezdne ci otworzę,
Moich chorych myśli morze."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz