poniedziałek, 12 października 2015

O zimie i kleju z tubki.

Pochłonął mnie wir obowiązków wszelakich. Uczelnia, praca, gotowanie, załatwianie jakichś drobnostek. Czuję, że coś robię. Moje myśli rzadziej uciekają, bo nie mają dokąd, są najczęściej skupione na konkretnym zadaniu, chociaż jeszcze się zdarzają i potrafią mnie nieźle przestraszyć.

Jutro odwiedzi mnie pan P. i już nie mogę się doczekać. Może ja się zakochuję? Nie wiem. W każdym razie jest to miłe uczucie. Myślę, że poprzedni związek wiele mnie nauczył, wyciągnąłem z niego jakieś wnioski. Przede wszystkim trzeba znać swoją wartość i jeśli ktoś notorycznie cię rani, wyrywa twoją duszę po kawałku, odejść, choć to trudne. I wcale nie chodzi o dwa magiczne słowa, bo to tylko słowa. Czyny świadczą o uczuciach. A na słowa trzeba tylko uważać.

Ze słowami jest jak z klejem z tubki. Wyciskasz cały klej i potem próbujesz go włożyć z powrotem. Nie da się. Tak samo nie da się cofnąć niektórych słów. Więc lepiej nie mówić, będzie mniej bolało.

Sporo kosztuje mnie "celebrowanie" codzienności. Kocham wieczory, gardzę porankami. Dziś było inaczej, bo wstałem, patrzę przez okno, a tam... śnieg. I co? Ucieszyłem się jak dziecko, bo lubię zimę. Kojarzy mi się z dokarmianiem łabędzi i kaczek nad Wisłą, z ciepłem w mieszkaniu, z zupełnie inną atmosferą. I oczywiście z pięknym Krakowem. Tak, Kraków jest piękniejszy zimą. Przynajmniej dla mnie.

Dobrej nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz