Dziś, godzina 11 - nie wstaję, nie ma takiej opcji, nie dam rady, boję się, nie chcę przeżywać tego kolejny raz, bać się samego siebie, czuć lęk. W końcu się udało. Zwlokłem się z łóżka, ojciec powiedział, jak bardzo mi zazdrości, że mogę tak długo spać, spojrzałem na niego i pomyślałem sobie: uwierz, że wcale byś nie zazdrościł, będąc mną. Zjadłem trochę i brat poprosił mnie, bym pomógł mu z rowerem. Po 5 minutach nie mogłem wytrzymać, to mnie przerastało, nawet nie wiem co, tak po prostu. Wróciłem do łóżka i zabrałem się za pisanie artykułów, a to wcale nie takie łatwe. Teraz napisanie artykułów za 15 zł to dla mnie wyzwanie. Jeszcze 2 lata temu napisanie artykułów za 70 zł w jeden dzień nie było dla mnie niczym szczególnym. Robiłem częste przerwy. W czasie jednej z nich trafiłem na wywiad z Marią Peszek w sieci. Już kiedy słuchałem jej płyty, wiedziałem, że śpiewa o załamaniu, pewnie o depresji. Ale nie, to nie tylko depresja. Otóż Maria cierpiała na to samo, na co ja cierpię teraz: stany lękowe, napady paniki, wrażenie umierania, odchodzenia od zmysłów. I to trwało u niej rok. Z całym wywiadem można zapoznać się tutaj:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1530689,4,jacek-zakowski-z-maria-peszek-o-polsce-i-nowej-plycie.read
Maria wygrała. A trudno jest wygrać z samym sobą. Bo w nerwicy stajesz się dla siebie wrogiem. Nienawidzisz siebie i swojego ciała, które po prostu się rozpada. Idziesz do lekarza, a on mówi Ci, że jesteś zdrowy. Ja też odwiedziłem wielu lekarzy. To było straszne słyszeć: jest pan zdrowy. Czujesz się fatalnie, czujesz, że dzieje się coś niedobrego, a ktoś mówi Ci, że jesteś zdrowy. W takich chwilach osoba cierpiąca na nerwicę chciałaby usłyszeć jakąkolwiek diagnozę: nowotwór, SM, SLA, boreliozę, jakieś zapalenie, chorobę serca, COKOLWIEK byle tylko wiedzieć, co się z nią dzieje, by w końcu móc przypisać swoje objawy do czegoś, co naprawdę istnieje. Ale tak się nie dzieje. Odwiedzasz lekarza rodzinnego, kardiologa, ortopedę, neurologa i innych specjalistów. Robią Ci badania i zawsze to samo: zdrowy. Ja na szczęście kiedy kolejny raz trafiłem do lekarza rodzinnego, dostałem sporo skierowań - przede wszystkim do okulisty, do neurologa, na badania krwi, kwasu moczowego (bo mnie akurat bardzo bolą stawy, mięśnie, kręgosłup) i do... poradni zdrowia psychicznego. Patrzę na rozpoznanie: podejrzenie zaburzeń nerwicowych, proszę o diagnozę i leczenie. Na początku trochę mnie to przeraziło. Bo czy nerwica może wywoływać takie objawy i odbierać mi radość życia? Otóż może.
Po obiedzie wziąłem diazepam (popularne Relanium, lek uspokajający i miorelaksujący z grupy benzodiazepin - nie tylko stosowany w medycynie ludzkiej, ale też u nas, w weterynarii np. w premedykacji przed zabiegiem, w stresujących dla zwierzęcia sytuacjach). Wziąłem i... ktoś puka do drzwi. Odwiedził mnie mój kuzyn, Aleksy. Potem wpadł jeszcze jeden kolega. I od razu poczułem się lepiej. Lek trochę mnie uspokoił. Myśli nadal się pojawiały, ale już podchodziłem do nich jakoś tak... obojętnie. Posłuchałem sobie muzyki i przeczytałem wiele na temat medytacji. Sporo psychoterapeutów poleca medytację jako metodę terapii właśnie w zaburzeniach lękowych. Nie będę się o tym teraz rozpisywał, bo jeszcze nie próbowałem, ale na pewno spróbuję przed snem, leżąc, by wyciszyć się, wyrzucić wszystko ze swojego umysłu.
Marysia wspomniała w wywiadzie, że ci, którzy przetrwają, często stają się zwolennikami filozofii buddyjskiej czy chrześcijańskich wartości. Ona z tego zrezygnowała i być może dlatego było jej tak trudno. Czy ja jestem osobą wierzącą? Myślę, że Bóg istnieje. Wiem, że się od niego odsunąłem po przeprowadzce do Krakowa, ale wiara naprawdę daje siłę. A medytacja wcale Cię od niej nie odciągnie. Istnieje coś takiego jak medytacja chrześcijańska, ale zwykła medytacja relaksująca nie jest niczym złym, pozwala się po prostu wyciszyć i uwolnić od lęków, a nie ma związku z żadnym ruchem religijnym. Nie musisz przecież powtarzać żadnych mantr hinduskich. Wystarczy, że skupisz się na oddechu. Tak jak już wspomniałem, dzisiaj spróbuję, a jutro napiszę, jak mi poszło.
Czuję się spokojniejszy niż wczoraj. Wczoraj zasypiałem z lękiem. Wiem jedno - CHCĘ ŻYĆ. Tylko po prostu nie chcę żyć tak. I to należy zmienić. Jestem świadomy tego, że to nie stanie się z dnia na dzień i być może znowu nadejdzie atak lęku, który sprowadzi mnie na kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin do łóżka i być może będę czuł, że to już koniec. "Już nie mogę, ja umieram, już nie mogę, nie" - tak śpiewała Maria. Doskonale ją rozumiem i pewnie nie tylko ja, ale każdy kto tutaj kiedyś trafi.
Ten blog jednak nie jest po to, by się dołować, ale po to by pokazać samemu sobie i Wam, że można z tym wygrać i można zapanować nad sobą i swoim życiem.
Szukaj pozytywów, koncentruj się na konkretnych przedmiotach, nie na sobie, ale na ludziach wokół, słuchaj uważnie tego, co mówią, popatrz, jak wyglądają. Po prostu odwracaj w ten sposób uwagę ukierunkowaną na siebie samego. To też jest jakiś sposób. Jeśli nie masz siły, nie mów, po prostu słuchaj i obserwuj.
Do jutra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz