środa, 21 października 2015

Za dużo.

Dzisiaj bardzo emocjonujący dzień. I stresujący.

Rano byłem na terapii, 1h plus 1,5h rozwiązywania testu osobowości z 567 pytaniami. Tak, to było męczące. Potem szybki powrót do mieszkania i telefon od kuzyna, że czeka na mnie w Galerii Krakowskiej. Więc czmychnąłem, zostawiając pisanie artykułów na wieczór. Po spotkaniu miałem jeszcze zajęcia laboratoryjne, na których starałem się jakoś egzystować resztkami sił. W drodze powrotnej do mieszkania znowu natłok myśli, pośpiech, żeby tylko zdążyć z artykułami. Wróciłem, napisałem, zjadłem i teraz piszę tego posta, w zasadzie prawie zasypiając przy klawiaturze.

Lęki znowu do mnie wróciły. Nie tak nasilone jak miesiąc temu, ale wróciły i zastanawiam się, czy ich przyczyną jest to, że mam za dużo na głowie i po prostu się tym stresuję czy może to, że pani doktor kazała mi obniżyć dawkę chlorprotiksenu do połowy tabletki na noc. Nie wiem. Jutro czeka mnie kolejny trudny dzień, praktycznie cały na uczelni i sam jestem ciekaw, jak się będę czuł. Jeśli będzie źle, to chyba rzeczywiście chloro na mnie dobrze działało, a paroksetyna jeszcze niekoniecznie. Dobrze, że piątek mam wolny, przynajmniej się wyśpię, bo trochę mnie już zmęczyło wstawanie o 6 rano, a nawet wcześniej.

Z panem P. nadal się spotykam, chociaż strasznie się boję tego, że zawiodę, że znowu zwali mnie z nóg i stracę chęci do wszystkiego. Walczę, ciągle walczę o to, by żyć normalnie. Może po prostu jestem dziś zmęczony, a nerwice uwielbiają, kiedy organizm jest osłabiony, zmęczony, głodny. Wtedy myśli szaleją, bo ciało się zmęczyło, ale umysł wszystko kontroluje i stara się temu sprzeciwić, niekoniecznie w odpowiedni sposób - szczególnie w nerwicach.

I znowu kupiłem paczkę papierosów, które wcale mi nie pomagają.

Kolejne 10 spotkań terapeutycznych ma odbywać się co tydzień, potem prawdopodobnie co 2 tygodnie. Cieszę się, że rozpocząłem terapię i chciałbym po niej poczuć się choć trochę lepiej, chociaż już mnie uprzedzono, że może być ciężko, bo będę musiał zmierzyć się z tym wszystkim, co skrzętnie ukrywałem obowiązkami i z czym nigdy się tak naprawdę nie pogodziłem.

Ale mam jeszcze pokłady chęci i wierzę, że mam możliwości, by przetrwać ten kryzys. Nadzieja przecież umiera ostatnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz